Rozmowa z prof. Aleksandrem Ożarowskim.
Aleksander Ożarowski (ur. 16 stycznia 1916 w Płoskirowie, zm. 21 czerwca 2011 w Warszawie) – polski farmaceuta, nestor polskiego ziołolecznictwa, naukowiec i popularyzator nauki, wykładowca polskich uczelni medycznych, pracownik naukowy Instytutu Przemysłu Farmaceutycznego w Warszawie.
- W wielu domach pigułki witaminowo-mineralne stały się
nieodłącznym składnikiem każdego posiłku. Zażywają je nie tylko dzieci i osoby
starsze, ale ludzie w sile wieku. Czy to potrzebne?
- Bezwzględnie. Dziś jesteśmy skazani na suplementację.
Do prawidłowego funkcjonowania organizm potrzebuje codziennie nie tylko białka,
węglowodanów, tłuszczów, ale również witamin i biopierwiastków. Rolę ich
dostawcy spełniają właśnie owe pigułki, o które pani pyta.
- Dlaczego musimy dostarczać organizmowi te składniki w
pigułkach, a nie w pożywieniu? Przecież owoce, warzywa i zboża zawierają
witaminy i sole mineralne.
- Obawiam się, że gdybyśmy chcieli uzyskać niezbędne
dawki witamin i biopierwiastków ze spożywanych owoców, warzyw i zbóż,
musielibyśmy zjadać je w takich ilościach, że nasz przewód pokarmowy by temu
nie podołał. 0 zaspokojeniu potrzeb na witaminy i biopierwiastki w sposób
naturalny można by myśleć tylko wtedy, gdybyśmy mogli zjadać owoce natychmiast
po ich zerwaniu, warzywa po wykopaniu z ziemi. Te kupione na targu czy w
sklepie przeszły rozmaite operacje: były sortowane, przechowywane,
transportowane, znów przechowywane w sklepie, często wystawione na działanie
słońca. Po przyniesieniu do domu też je przechowujemy przeważnie w lodowce,
obieramy, kroimy, gotujemy, a każda taka operacja niszczy pewną część witamin.
I tak np. świeży zielony groszek po ugotowaniu traci 56 proc. witaminy C, jeśli
był uprzednio mrożony 83 proc., a jeśli był w puszce 94 proc. Warzywa i owoce
sterylizowane w słojach lub puszkach tracą 39 proc. witaminy A i 69 proc.
witaminy B1.